Testament część III
Dodał: Anonim / Źródło: http://www.cda.pl/video/2689703386
A dwie najgorsze rzeczy w tym światopoglądowym sporze to po pierwsze, że kiedyś ideowa postępowa lewica naprawdę walczyła o coś, o równość, o sprawiedliwość, o lepszy byt dla wyzyskiwanych ludzi. A obecną postępową lewicę w dużej mierze sztucznie wychowała ta międzynarodowa oligarcha finansowa, tłocząc jej do głowy rozporkowe slogany jako lek na wszelkie zło tego świata i teraz gdy lewicowcy słyszą o prawdziwych przyczynach zła na świecie, od razu mają w głowie zakodowaną odpowiedź slogan "to prawicowe teorie spiskowe". I gdy usłyszą o katastrofie smoleńskiej, pedofilskim kręgu na szczytach władzy i całej reszcie, to i tak dalej będą tam ludzie, którzy nie wyjdą ze swoich światopoglądowych kolein, tłumacząc sobie, że to nie istnieje i nie muszą się niczego dowiadywać, dlatego bo oni mają już głęboko zakodowany konkretny obraz przeciwnika.A po drugie, że konserwatywna prawica każdego kto w jakimś względzie przedstawia lewicowy pogląd, spłyca do bycia albo pobożnym naiwniakiem, albo marksistą, albo tęczowym fanatykiem, a część mojej wypowiedzi pewnie wręcz nazwie nową odsłoną manifestu komunistycznego. I co ciekawe wielu na prawicy jest zwolennikami powrotu monarchii. Tylko gdyby to nie państwowe instytucje a król wprowadzałby dziś zmiany w kierunku jaki przedstawiłem, czyli na przykład dochód podstawowy, wtedy nazwaliby to już nie komunizmem, tylko po prostu taką wolą króla. Podobnie gdyby nie firmy należące do państwa tylko firmy należące do króla działałyby w gospodarce, nie nastawiając się przede wszystkim na maksymalizacje zysku za wszelką cenę, tylko stworzenie nowego zrównoważonego systemu, wtedy podobnie nazwaliby to nie socjalizmem, tylko kapitalizmem, bo przecież król jest prywatnym przedsiębiorcą mogącym ze swoim majątkiem robić to, co mu się podoba. Monarchiści zwolennicy klasycznego systemu kapitalistycznego reprezentujący takie poglądy (czy raczej trzeba by powiedzieć ślepi wyznawcy religii wolnego rynku) kojarzą mi się z naiwnym pieskiem, raz za razem zawzięcie biegającym w kółko próbując złapać swój ogon, i co chwila zatrzymując się i dziwiąc, że mu się to nie udaje, a przecież ciągle jest tak blisko i tak bardzo się stara. I paradoksalnie to konserwatywna prawica, trzymając się zawzięcie swoich skostniałych poglądów gospodarczych, może nieświadomie działać na rzecz przetrwania obecnie obowiązującego neo-feudalnego systemu wyzysku.Polska ideowa konserwatywna prawica podaję trafną diagnozę, skąd się biorą problemy w kraju, czyli fakt nierozliczenia okresu komunizmu, zlikwidowanie układu okrągłego stołu oraz stawianie na państwo narodowe, czego polscy ideowi lewicowcy nie dostrzegają (mówię o ideowej lewicy, a nie postPZPRowskich popłuczynach i pseudopatriotycznej geremkowszczyźnie). Z kolei polscy ideowi lewicowcy trafnie wskazują, że w obecnym świecie właściwym modelem państwa jest państwo obierające kierunek prospołeczny, ograniczanie samowoli międzynarodowych prywatnych korporacji oraz odgórne planowanie przez państwo (ale nie jako cel sam w sobie, tylko jako środek do celu), a nie prawo dżungli klasycznego wolnego rynku, jak mówi ideowa konserwatywna prawica.Stoimy na rozstaju dróg i albo powstaną wszechwładne koncerny kierowane chciwością, które z czasem totalnie zdominują świat, albo żeby do tego nie doszło, instytucje państwowe w pewnych segmentach rynku będą wchodzić na ich miejsce. Niechęć prawicy do państwowego zarządzania bierze się z obrazu socjalizmu w epoce zimnej wojny, który był wyjątkowo nieefektywny. Przykład japońskich reform po drugiej wojnie światowej, chińskiej transformacji gospodarczej po reformach Deng Xiaopinga, reform w Singapurze, czy przykład południowokoreańskiego cudu gospodarczego osiągniętego dzięki interwencjonizmowi państwowemu pokazuje, że można odgórnie zarządzać z sensem. Efektywnie stworzyć partnerstwo publiczno-prywatne i odgórnie stymulować kierunki rozwoju gospodarki przekładając to na niewyobrażalny sukces kraju. Jedno z największych przedsięwzięć drugowojennych "Projekt Manhattan" mający doprowadzić do zbudowania bomby atomowej, mógł zostać zrealizowany w tak stosunkowo krótkim czasie tylko dzięki koordynowaniu i finansowaniu go przez państwo.A teraz spróbujmy wyobrazić sobie sytuacje, że to w tych czasach prywatna firma jako pierwsza wynalazła bombę atomową i kierowana chęcią zysku na wolnym rynku mogłaby decydować któremu państwu sprzedać swoje odkrycie. Oczywiście musiałoby to być obwarowane prawnie dla bezpieczeństwa świata. Tylko że dziś mamy odpowiednik takiej technologi bomby atomowej będącej poza kontrolą w rękach sektora prywatnego, są to badania genetyczne i opatentowanie odkodowanych genów, co jest prostą drogą by korporacje mogły dosłownie zyskać władzę nad naszymi ciałami. Dlatego uważam, że badania genetyczne powinny być wyciągnięte poza sektor prywatny i prowadzone pod ścisłym międzynarodowym nadzorem, wyłącznie przez państwowe instytuty badawcze, a odkrycia genetyczne nie mogą być opatentowywane, tak jak jest to obecnie.Podobnie należy rozpocząć przebudowę sposobu funkcjonowania przemysłu farmaceutycznego, który zarabia na tym że ludzie są chorzy, opracowując przede wszystkim metody walczące ze skutkami, a nie przyczynami chorób, właśnie przez względy biznesowe "Bo pacjent wyleczony to klient stracony". I podobnie też trzeba stworzyć solidne ramy dla funkcjonowania wielkich koncernów technologicznych jak Google, ponieważ zbieranie metadanych na temat ludzi, wraz z monopolową pozycją w kontrolowaniu kanałów przepływu informacji powoli pozwala im stać się demiurgami formującymi ludzki światopogląd, co także niesie za sobą niebezpieczeństwo gigantycznych nadużyć. Wielkie prywatne korporacje funkcjonujące w pewnych sferach nie mogą być poza kontrolą, po prostu mają w zasięgu ręki zbyt wielką władzę i niezbędne są instytucje nadzorujące je, które będą nastawione na kierowanie rozwoju świata, by służył dobru całej ludzkości.=10= O ZMIANACH PARADYGMATU. Podobnie nauka musi przejść ewolucje, bo część naukowców to wyznawcy posiadanych przez siebie poglądów wykazujący brak gotowości do przyjmowania nowych idei. W Polsce zacząć ją trzeba od rzeczy banalnych, czyli rozstrzygnięcia istniejącego sporu na temat pochodzenia Słowian, między zwolennikami teorii autochtonicznej i teorii allochtonicznej. Ściągając specjalistów z wielu dziedzin i rozpoczynając dyskusje. Choć która w moim mniemaniu prawdopodobnie będzie jedynie formalnością, bo wszystko świadczy za tym, że Słowianie zamieszkiwali Europe od tysięcy lat, badania archeologiczne udowadniające ciągłość osadniczą Słowian na tych terenach, lingwistyka porównawcza oraz badania genetyczne pozwalające mapować gdzie i kiedy migrowali ludzie. Na ten temat nałoży się kolejny spór dwóch skrajnych grup. Gdzie z jednej strony będą katoliccy ortodoksi, którzy marginalizują oraz dyskredytują przedchrześcijańską słowiańską historię, kulturę i religie, uciekając się czasami do wręcz prymitywnych metod, np. używając celowo negatywnie nacechowanego określenia "pogańska religia", zamiast użyć "rodzimowiercza religia Słowian". A z drugiej strony naprzeciwko nich staną tak zwani turbo-słowianie, opowiadający o mitycznej wielkiej Lechi, imperium przed którym drżały narody świata. Fakt istniał obszar między Renem a Górami Ural powiązany ze sobą genetycznie, kulturowo i językowo, bo wychodzący z tego samego prasłowiańskiego pnia, ale nie ma dowodów że stanowił jeden organizm państwowy, a był niepodbity nie ze względu przez bycie imperium tylko porośnięcie gigantycznymi nieprzebytymi połaciami lasów oraz posiadanie głębi strategicznej, czyli tego samego atutu który zadecydował, że tak Napoleon, jaki i Hitler nie podbili Rosji. Głębia strategiczna daje możliwość wycofywania się, a atakujący z powodu rozciągnięcia linii zaopatrzeniowych z czasem zmuszany jest do odwrotu. Turbo-słowianie próbami wywyższania na siłę Słowian jedynie kompromitują poważny temat. A po eksperckiej dyskusji zebrana rzeczowa wiedza powinna być bazą, by naturalnie przejść do ogólnej etnogenezy wspólnoty przez pokrewieństwo języka nazwanej w XIX wieku indoeuropejską, której przodkowie odpowiadali za przyniesienie do Europy rewolucji neolitycznej, czyli przejścia od typu społeczeństwa zbieracko-łowieckiego do społeczeństwa hodowlano-agrarnego. Oraz należy ustalić powiązania pra-indo-europejczyków z cywilizacją, która w starożytności obejmowała swoim oddziaływaniem cały glob, o czym świadczą niepodważalne dowody w postaci tych samych technologii stawiania budowli przy pomocy obrobionych kamieni o nieregularnych wielokątnych kształtach i posiadających charakterystyczne wypustki, odlewanych klamer służących do spajania kamiennych bloków, bruzd w wykutych skalnych jaskiniach wskazujących na stosowanie jakiegoś urządzenia oraz wielu innych bliźniaczych elementów znajdywanych na terenie obu Ameryk, w Europie, Afryce, Azji i Oceanii. Czas rozszyfrować zagadkę cywilizacji która podróżowała po całym świecie, dzieląc się wiedzą i pozostawiając po sobie wyraźne ślady w kulturze materialnej, wierzeniach oraz tradycjach, i którą przez ten kluczowy wpływ na rozwój innych ludów z czasem zmitologizowano, a jej przedstawiciele nabrali boskiego statusu.Zmiany paradygmatu w naukach nie są łatwe, ponieważ stare obowiązujące koncepcje mają swoich profesorów, którzy powtarzali je całe życie i temu zawdzięczają kariery, przez to bronią ich jak niepodległości, nawet gdy te okazują się błędne, deprecjonując nowe odkrycia. Trzeba zacząć przepisywać historie, uwzględniając wszelkie stare przemilczane i nowe pojawiające się odkrycia podważające ogólną przyjmowaną wersje historii, jak most Bramy między Indiami a Cejlonem, co powinno być uznawane za ósmy cud świata, czy stanowisko Gobekli Te-pe w Turcji udowadniające, że już 12 tysięcy lat temu musiały istnieć zorganizowane formy wspólnot ludzkich, znacznie bardziej rozwinięte niż się powszechnie uważało, dysponujące wiedzą matematyczną i astronomiczną. No, chyba że bawimy się w średniowiecze, ignorując fakty i odkrycia naukowe, ale wtedy będziemy mieć nie naukowców, tylko nieukowców, doktrynerów już posiadanych informacji, ludzi skostniałych intelektualnie, bo zamkniętych na nową wiedzę.Jestem pasjonatem historii i choć uważam się za konserwatystę mam awersje do tradycjonalizmu, i cenie duchowość ponad religijność. Bo religia to bezkrytyczne przyjmowanie dogmatów, czyli stanowisko z gruntu hamujące postęp myślowy. Religie tworzą instytucje, które roszczą sobie wyłączność do jedynej słusznej interpretacji rzeczywistości. I jak pokazywała historia gotowych posuwać się do każdej możliwej zbrodni, aby utrzymać prym, instytucji tworzących sztuczne nakazy i zakazy by uzasadniać ekspansje, a nazywając to wolą Boga. Każda religia mówi "Chcesz żyć jak prawy człowiek, przyłącz się do nas, a poznasz prawdę, pokażemy ci jak otrzymać zbawienie. Ale oczywiście nie za darmo, za twoje złote monety. I pamiętaj wszyscy Ci myślący inaczej to przeciwnicy dobra." Zwyczajne infekując ludzi strachem. A jeśli boisz się powiedzieć to, co myślisz w środku, co podpowiada ci sumienie, to nie kierujesz się kryterium słuszności. Ale najgorsze, że ludzie religii, zamiast umysłem eksploatować pojęcie Boga, zamykają się w kanon, z tendencją zwalczania każdego odmiennego poglądu a kto myśli inaczej to wróg albo głupek. Na drodze do prawdziwego poznania trzeba odstawić przekonania. Ja jedynie próbuje zrozumieć naturę wszechrzeczy przez analizę subiektywnie postrzeganego ciągu przyczynowo skutkowego struktury wszechświata. A jest ona naprawdę niezwykła. Wielki wybuch, czyli na początku dawno temu było super małe nic, i to nic tak wybuchło, że zlepiło się właśnie w tą tu chwilę. Ze światem mięskowych stworków obdarzonych świadomością, samo replikujących się jak fraktal biologicznych struktur potrafiących dokonywać osądu, które teraz drapią się po głowie i myślą co on pierniczy. Z ciałami zrobionymi z atomów zgodnie z fizyką składających się w 99,9999999999 procentach z pustej przestrzeni. I ta żywa w większości pustka, mająca przywilej bycia świadomą manifestacją bytu, skąpana w bezmiarze kosmosu patrzy właśnie na materie, która jest w większości pustką. I przez przypadek? Jeśli ktoś jest przekonany, że to zaistniało przez przypadek, przepraszam, ale podobnie jak religie to intelektualnie patologiczne podejście.Nauka opiera się na wierze w racjonalność świata, który możemy poznać i opisać, z założenia ignorując całkowicie to, co nazywamy sferą duchową. (Choć fakt nauki empiryczne nie potrzebują rozmyślań metafizycznych by czynić postęp.) Dziś naukową poprawność polityczną nazywa się racjonalizmem. Co spowodowało wielki wybuch, nie wiem, mogę jedynie odpowiedzieć wymijająco Bóg, choć wole określenie Absolut. Świadoma siła wyższa. Ale wiem jedno na pewno, że fizycy źle patrzą na wszechświat, nie patrzą na całość a jedynie na wycinki i mówią, to jest zasada funkcjonowania świata, patrząc oddzielnie na poszczególne jego elementy, a nie jak na jedną tkankę. Idą ślepą uliczką robiąc krzywdę poznaniu, kawałek wszechświata upraszczając do przewidywalnych schematów. I dlatego mechanika kwantowa i teoria względności, choć powszechnie obowiązujące w nauce, nie są ze sobą spójne. Ateiści mówią, że głupio mówić o Bogu. Nie, to głupio nie pytać o Boga. Głupio nie szukać czegoś więcej niż martwej materii w tak niezwykłym otaczającym nas świecie.Dla mnie Bóg jest niezmiennym świadomym nadwymiarem, źródłem wszystkiego, w którym jednocześnie są zawarte wszelkie zdarzenia ze wszystkich wszechświatów symultanicznie w jednym czasie teraźniejszym. W jednym czasie, ale tylko z naszej perspektywy, bo czas jest składową tego skończonego wszechświata wynikającą z jego istnienia, składową niezbędną by dokonać obserwacji, dla Boga czas nie istnieje. I nie może być On obecny w swojej czystej formie w tym skończonym wymiarze rzeczywistości, przekraczając możliwości postrzegania, bo będąc poza percepcją wszystkich bytów tu zamkniętych. I On nie dysponuje wszechwiedzą, on jest wszechwiedzą, jak pisał Arystoteles, Bóg jest myślą myślącą siebie. Ignoranci mówią, Bóg jest zły, bo istnieje śmierć. Nie. Nasz wszechświat jest skończony, miał początek i będzie miał swój koniec, dlatego zwyczajnie towarzyszy mu rozpad. Mówią, Bóg jest zły, bo stworzył złych ludzi. Nie. On sam nie chce tu rządzić i daje władze nad wyborami, ponieważ bez tego byt nie mógłby smakować różnorodności. Choć tak naprawdę to złudzenie wyboru, bo z perspektywy Boga wszystkie zdarzenia miały już miejsce, nasza przeszłość i przyszłość jest jego teraźniejszością. Nasz świat jest jedynie chwilowym hologramem w jego nadumyśle.W temacie głębszych przemyśleń pozostaje jeszcze poruszyć koncepcje trójcy stworzenia obecnej w wielu religiach, ale najpierw coś sprostuje. W chrześcijaństwie uważa się, że mówi o trójcy jedno z imion Boga "Elohim" zapisane w starym testamencie, wskazując na liczbę mnogą tego słowa. Ale ono równie dobrze może oznaczać czwórce czy siódemce, gdyż nie ma tam źródłosłowu odnoszącego się do konkretnej liczby. A tak rozumiem trójce. Wydarzenie dające początek naszemu wszechświatowi nazwane wielkim wybuchem to akt stworzenia, a trójca to składowe tego procesu, i w niej nie zawiera się Najwyższy, bo on jest nieskończony, a przez to nie może być obecny w swojej pełnej formie w skończonym wszechświecie, on jedynie działa za pomocą trójcy, trójca jest jego emanacją, jego twórczymi narzędziami. Pierwsza osoba boska Bóg Ojciec jest zamysłem nowego wszechświata, bytem przypisanym do niego także mającym swój początek i koniec, który choć w tym wszechświecie jest najpotężniejszym bytem, nie potrafi pojąć Najwyższego, będąc zaledwie jego cieniem. Druga osoba boska Duch Święty jest trójwymiarową matrycą przestrzeni naszego wszechświata przechodzącą przez każdy byt, jest płótnem po którym Najwyższy za pośrednictwem ręki Boga Ojca maluje. Duch Święty to łono gdzie objawia się byt, dlatego w chrześcijaństwie przypisywane mu cechy to, obecny w każdym miejscu w każdym czasie, czy napełniający i spajający wszystko to co istnieje. A Najwyższy, za pośrednictwem Boga Ojca do tworzenia bytu na łonie Ducha Świętego, używa trzeciej osoby boskiej Chrystusa, czyli po aramejsku światła. Co jest pramaterią, pierwotną substancją zapełniającą matryce przestrzeni (Ducha Świętego), substancją, która od momentu wielkiego wybuchu z czasem wyewoluowała do obecnego stanu ekspandującej we wszystkich kierunkach zupy materii i energii w postaci galaktyk i sił. Trójca obecna w chrześcijaństwie to bliźniacza koncepcja trójcy stworzenia zapożyczona z hinduizmu występująca pod postacią trójcy Brahma, Wisznu, Siwa. Trzecia osoba boska Siwa to światło, nawet źródłosłów jest ten sam, Siwa, świa tło, a światło jak było powiedziane po aramejsku Chrystus, czyli także trzecia osoba boska, tyle że w chrześcijaństwie. Taniec Siwy opisany w hinduizmie to właśnie wszystkie wirujące atomy wszechświata rozprzestrzeniające się po bezmiarze kosmosu. Hinduizm posiada ogrom wiedzy o funkcjonowaniu świata, którą powinni zajmować się fizycy, pamiętając, że żadna inna religia na przestrzeni czasu nie uległa takim podziałom, mitologizacji i deformacjom pierwotnie zawartych informacji. Tylko właśnie fizycy już zajmują się tym, ale nie mówiąc o tym wprost, bo nie bez przyczyny w genewskim ośrodku naukowo-badawczym CERN gdzie znajduje się wielki zderzacz hadronów, największe urządzenie stworzone przez człowieka mające badać najmniejsze cząstki materii by przybliżać ludzkość do poznania tajemnic wszechświata, postawiono na dziedzińcu posąg akurat tańczącego boga Siwy.Jezus między dwunastym a trzydziestym rokiem życia, gdy nie wiadomo gdzie się znajdował, podróżował zapewne właśnie po Indiach w poszukiwaniu wiedzy, i gdy powrócił do Judei, promując idee wyrzeczenia się materialistycznych dążeń i czynienia dobra, zwyczajnie został okrzyknięty oświeconym, czyli po aramejsku chrystusem, nie mając nic wspólnego z trójcą. To chrześcijanie z czasem chcąc go wywyższyć na siłę, umieścili go tam nadając boski status, i z nauk Jezusa zrobili jego kult. A co w tym najgorsze, łamiąc przy tym drugie przykazanie z Biblii i oddając pokłon jego posągom. Oczywiście to co tu mówię, nie jest tworzeniem własnej religii tylko dodawaniem informacji aby zrozumieć. Ja nie lubię religii, uważam że dla ludzi konkretny ubiór, posągi, czy obrzędy nie są potrzebne do wzrostu duchowego. Mogłoby to wszystko zniknąć w jednej chwili, a w moim mniemaniu Bóg na to powiedziałby jedynie "No nareszcie!". Bóg jest jeden, jak prawda jest jedna, to religii jest wiele, ja wspieram Najwyższego, nie wspierając żadnej religii. I w imię Najwyższego Boga oraz tego czego oczekuje, czyli pokoju, ludzie muszą w końcu wyrzec się swych religii. Dobrze było pofilozofowane, to teraz wróćmy z powrotem na ziemie. =11= COŚ O SOBIE. Patrząc na siebie z perspektywy czasu, widzę że tak naprawdę mój rozwój intelektualny tak naprawdę rozpoczął się dopiero, gdy trafiłem w internecie na postać pana Janusza Korwina Mikke, a w konsekwencji na środowiska konserwatywnej prawicy, które pokazały mi siłę najważniejszych wartości cywilizacji łacińskiej, nauczyły dociekania do prawdy i zrobiły ze mnie patriotę ideowca. To było niewątpliwie jednym z najważniejszych kroków zrobionych w dobrym kierunku. I przez wiele lat byłem jednym z wielu zwolenników pana Janusza Korwina Mikke bezkrytycznie powtarzającym każdą wygłoszoną opinie, czyli byłem tak zwanym kucem. Lecz z czasem zobaczyłem, że pośród prawdziwych rzeczy o których mówi, głosi poglądy które mnie odpychają, a czasami wręcz uwłaczają ludzkiej inteligencji. Poglądy gdzie miesza w nich pojęcia lub po prostu się myli. I muszę tu poruszyć najbardziej jaskrawy tego przykład, czyli temat jego podejścia do nakazu zapinania pasów. Oczywiście karanie ludzi za niezapinanie pasów jest samo w sobie złe i należy to zlikwidować, ale pan Janusz wmieszał w ten temat, zasadność zapinania pasów twierdząc, że nie zwiększają bezpieczeństwa podczas wypadku, a w obronie tej tezy przytaczając na przykład historie wypadku samochodowego polskiego dziennikarza motoryzacyjnego, który nie zapiął pasów i zamiast spłonąć zakleszczony w rozbitym samochodzie, wyleciał z niego przez przednią szybę i cudem przeżył. Lecz jeśli rzeczywiście pasy bardziej by szkodziły niż pomagały, kierowcy rajdowi nauczeni praktyką nie używaliby ich, ale oni jednak zapinają pasy, więc właśnie z nich powinniśmy brać przykład (tak na marginesie, prostując ten szkodliwy społecznie pogląd). Przez jego podobne wyjątkowo skrajne opinie na pewne tematy, jak sugestia by odebrać kobietom prawa głosu w wyborach, co chyba nie wymaga komentarza, podobnie jak wielu z czasem odszedłem od korwinizmu, oczywiście nie przestając wsłuchiwać się w co ma do powiedzenia, bo niejednokrotnie przedstawia drugie dna spraw które są ukrywane przez mainstreamowe media. Trzeba też podkreślić, że do pana Janusza seryjny samobójca nigdy by nie zawitał, bo takimi znacznie za daleko idącymi wypowiedziami nieświadomie działał w interesie układu, w oczach większości zwykłych ludzi kompromitując środowiska prawicy konserwatywno-narodowej. Czyli kompromitując te jedyne środowiska które mogły dokonać zmiany systemu na lepsze, bo widzą problem resortowych klanów. I dobrze by było jak by pan Janusz częściej gryzł się w język, zanim powie coś kontrowersyjnego, albo może w ogóle pomyślał o politycznej emeryturze. Jak pokazałem wcześniej na przykładach, z nim, jak i innymi prawicowymi konserwatystami w wielu miejscach zgadzam się w stu procentach, a w niektórych mam zdanie o 180 stopni odmienne.Jeśli chodzi o przyczynę która doprowadziła mnie do pójścia tą drogą i podjęcia się próby zmiany obecnego ładu, to impuls ku temu pojawił się przypadkowo podczas pewnej rozmowy z dwoma znajomymi prowadzonej nocą podczas spotkania towarzyskiego przy piwie i marihuanie, w pobliskim parku, która to rozmowa przytoczona zostanie nie dosłownie, ale jej sens będzie zachowany. W pewnym jej momencie wyjaśniałem jednemu ze znajomych skale afer i niesprawiedliwości na świecie, tłumacząc, że to są informacje ogólnodostępne, dlatego niedługo na pewno to wszystko zmieni się na lepsze, bo coraz więcej ludzi o tym wie i na pewno na świecie gdzieś muszą być jacyś ludzie którzy po cichu działają na rzecz zmiany tego zepsutego systemu, uczciwi funkcjonariusze służb, jacyś żołnierze z powołania, czy zwyczajni dobrzy ludzie którzy to widzą i wiedzą że coś z tym stanem rzeczy trzeba zrobić, a gdy już to zrobią, to ludzie w końcu się obudzą i pójdą za tym. Szczerze przeświadczony, że świat budowany na takiej nieprawości w dwudziestym pierwszym wieku w erze informacji nie może dłużej trwać i że pośród 6 miliardów ludzi na ziemi ktoś prawy i dobrze doinformowany na pewno na poważnie myśli jak zmienić rzeczywistość na lepsze i że tuż za rogiem czekają lepszy czasy. Wtedy ten znajomy zapytał mnie, od kiedy wiadomo o tych aferach, odpowiedziałem, że od dawna, on kontynuował, czyli 10 lat temu nikt z tym nic nie zrobił, 5 lat temu nikt z tym nic nie zrobił i rok temu nikt z tym nic nie robił, ale uważasz że niedługo ktoś coś z tym zrobi? Rzeczywiście jest taka skala korupcji jak mówisz, ale gdyby miało się coś zmienić, to już dawno by się zmieniło. Wszyscy także ci w służbach myślą o sobie bo mają rodziny i nikt nie będzie ryzykować i poświęcać się dla jakiś wyższych wartości w walce z całym systemem, tylko dba o to żeby było mu dobrze, dlatego do tej pory nic się nie zmieniło i dlatego nic w przyszłości też się nie zmieni. Surowa zasadna ocena sytuacji sprowadziła mnie na ziemie, to był ułamek sekundy w którym w mojej głowie odbyła się tego analiza. A było to pięć lat po wyjściu z wojska, gdzie poznałem żołnierski etos. Ale nie dzięki służbie, bo moja służba przypominała raczej przygody Franka Dolasa, tylko ponieważ to w wojsku przez nadmiar wolnego czasu zacząłem czytać masowo książki, w tym jedną z najlepszych jaką miałem okazje przeczytać "Brawo Two Zero", która właśnie uzmysłowiła mi, czym jest żołnierskie poświęcenie. I był to też czas w moim życiu, kiedy myślałem by z dotacji unijnej otworzyć swój biznes, aktywnie szukając niszy na rynku w którą można by łatwo wejść. I w tym ułamku sekundy po słowach znajomego prysła wizja nadchodzącego szczęśliwego świata i jednocześnie pojawiła się prosta kalkulacja, że skoro istnieje tak wyzyskujący ludzkość niesprawiedliwy system i może rzeczywiście będzie tak, że nikt nigdy nie spróbuje podjąć żadnych działań przeciwko niemu, ale w takim razie znaczyłoby to, że istnieje najważniejsza dla losów świata nisza którą ktoś musi zapełnić, żeby mogło zmienić się na lepsze. I powiedziałem na głos sam do siebie "I chuj, w takim razie to ja obalę system." Oni z zabawowym uśmiechem zrobili wielkie oczy, a drugi znajomy z niedowierzaniem zapytał. I co niby zrobisz? Odpowiedziałem, nie wiem, ale coś wymyśle. Z powodu abstrakcyjności tej sytuacji zasadnie patrzyli na mnie jak na idiotę, myśląc że zwyczajnie jak to się kolokwialnie mówi pierdziele głupoty. Ale wtedy ta jedna myśl zadedykowania swojego życia, by spróbować obalić skorumpowany system obowiązujący na świecie, została zasiana.I wielu nazwie to megalomańskim pomysłem i po części na pewno tak jest, ale to nie zmienia zwyczajnie słuszności tej decyzji, bo świat potrzebuje reformy. Oraz trzeba tu to powiedzieć, fakt tylko w ujaranej głowie (wtedy)korwinowca mógł się pojawić taki pomysł. Lecz szczerze nigdy ani przez chwile nie wątpiłem, że może być to poza zasięgiem, a wręcz z każdym dniem byłem bardziej do tego przekonany, poznając coraz to więcej faktów o skali nieprawości, której w większości zwykli ludzie nie są świadomi, wiedząc, że gdyby tylko byli, to w efekcie tego ten system musiałby runąć w moment, a do tego trzeba było tylko poznać jego fundamenty, zrozumieć jak naprawdę funkcjonuje, opisać to możliwie prosto i znaleźć sposób by ludzie się o tym dowiedzieli. Konkrety oraz iskra, która zwróci na nie uwagę. I na pewno też ktoś szukając uzasadnienia postawienia sobie takiego celu, będzie wskazywał mój wzrost, mówiąc o mechanizmie kompensacji. Więc od razu odpowiem. Nigdy nie czułem się przez to gorszy, zawsze mając do tego dystans i gdy ktoś próbował mi dogryźć, wytykając wzrost, odpowiadałem, że wszystko ma swoje plusy, przynajmniej mam blisko do ziemi jak mi coś upadnie. Oraz nie to nie jest kompleks mesjasza. Zwyczajnie uświadamiając sobie, ile jest zła na świecie i że rzeczywiście może nikt nigdy nie spróbuje tego naprawić, zrozumiałem, że nie ma opcji, abym na taki świat pozwalał. Po prostu jak to się mówi. Nie na mojej warcie. I także nie, to nie było też moją obsesją, bo w żadnym momencie nie towarzyszyło temu zacietrzewienie, te dążenia brały się nie z podświadomości ślepo pchającej mnie w konkretnym kierunku, tylko z poczucia misji, wiary w zasadność tego i z ustanowienia priorytetów, w których zwyczajnie byłem na drugim planie, poświęcany na to czas traktując jak pracę społeczną. No chyba że altruizm nie istnieje. A każdy, kto chce np. wybudować dom i podejmuje się wyrzeczeń, bo jest zdeterminowany by do tego dopiąć, ma obsesje na punkcie posiadania domu. U mnie po prostu skala była inna. Ale jak ktoś chce przypisywać temu jakieś zaburzenie czy choroby psychiczne to nawet gdybym posiadał naraz wszystkie możliwe, to i tak nie zmieniałoby to wartości ujawnionych informacji, ponieważ w swoich materiałach bez żadnych manipulacji starałem się przedstawić prawdę o otaczającym świecie, a prawda broni się sama.W mojej drodze do celu miało miejsce kilka przełomowych momentów wpływających na mnie w znaczący sposób. Jeden z nich miał miejsce pewnej nocy, gdy tuż po spotkaniu ze znajomymi delikatnie podpity i nieźle upalony leżałem na łóżku, rozmyślając, co powinienem zrobić aby realnie przybliżać się do tego celu, i zrozumiałem, że nawet jak mi się uda, to podpadnę tak wielu wpływowym kręgom, że i tak podpisze na siebie wyrok śmierci, dlatego teraz jeśli naprawdę chcę do tego dążyć, to nie mogę myśleć o sobie, i sobą zajmę się dopiero po tym, jak już zrobię swoje i uda mi się przeżyć. A teraz przeszkodą będą podstawowe dążenia towarzyszące każdemu człowiekowi, decydując przesunięcie na margines poszukiwania prywatnego szczęścia mogącego odciągać mnie od realizacji celu, kierunkując się tak, by mieć jak najmniej do stracenia, eliminując skupianie uwagi na gromadzeniu dóbr materialnych, zabieganiu o pozycję społeczną, rezygnując z imprez, związków, a z czasem także z alkoholu oraz w okresie najintensywniejszej pracy całkowicie rezygnując z oglądania filmów, seriali oraz z palenia marihuany i gier komputerowych.Ważnym w tej drodze było też usłyszenie historii tybetańskiego mnicha, który w ramach protestu dokonał publicznego samospalenia, widząc w tym podejście nad wyraz nieodpowiedzialne, by tak wyjątkowo zaangażowana jednostka która dla swojej sprawy była gotowa zakończyć swoje życie w niewyobrażalnym cierpieniu, co robiła? Ta wyjątkowo zaangażowana jednostka, zamiast działać, zabijała tą wyjątkowo zaangażowaną jednostkę. I szukając prawdy o świecie, przechodziłem przez zuchwałość ateizmu, niepewność agnostycyzmu, a po zrozumieniu, że za naturą świata musi stać coś więcej niż ślepy los, z czystej ciekawości wracając do Biblii, gdzie historia Jezusa dała kolejny ważny szlif, ten wspaniały etos poświęcenia się dla większego dobra, by z czasem w dążeniu do poznania wyjść szeroko poza ramy Biblii.Lecz wszystkie głębsze przemyślenia znajdowały się w cieniu jednego celu, na który składały się dwa elementy, przekazanie informacji i sposób zwrócenia na nie uwagi, co przybierało rozmaite formy aż po formę obecną, zwyczajnego powiedzenia ludziom wprost jak jest. A co ostatecznie zaczęło krystalizować się 10 lat temu, tuż po tym, gdy dostałem od lokalnej chamiarni drewnianym drągiem w łeb, widząc, jak blisko śmierci byłem. Ten moment w życiu, wpłyną na mnie istotnie. I muszę rozwinąć tu tą historie, bo rozkłada mnie na łopatki i ona zapoczątkowała wiele zbędnych awantur oraz moich późniejszych problemów. Ale jak się z czasem okazało, była także w pewnym sensie bardzo pomocna. Proszę się przygotować na naprawdę wariacką historię.A pewne słowa które wypowiedział Jezus, nie były do końca trafne, bezinteresowne pomaganie innym i pokora to jedno, ale nastawić drugi policzek można tylko osobom które zrozumieją ten gest. A temu kto go nie zrozumie, należy zwyczajnie adekwatnie odpowiedzieć. I choć zawsze byłem spokojny i unikałem niepotrzebnych konfrontacji, przez to, że w tamtym okresie na dzielnicy sporo się działo, bo w przeciągu kilku tygodni w okolicy między innymi zapałowano na śmierć jakiegoś chłopaka, czy dwudziestu typów przekopało dwóch policjantów, którzy po wezwaniu o zakłócanie ciszy nocnej przyjechali na interwencje, postanowiłem że skoro niema komu zrobić porządku z lokalnymi patusami co się tak rozpanoszyli, to bez pierdzielenia rozprawie się z nimi sam i to na grubo, zwyczajnie dostosowując się i załatwiając sprawę ich metodami, gangsterskimi metodami. (A tak na marginesie, ci policjanci, gdy zostali zaatakowani, mogli, a nawet powinni w swojej obronie do atakujących strzelać, ale takich sytuacji w Polsce nie obserwujemy, bo przez patologie polskiego systemu prawnego policjanci wolą wybierać przekopę niż wdepnięcie w gówno, które byłoby na pierwszych stronach gazet.) Wracając. Przygotowując się na konfrontacje z bandyterką, przeszukałem internet w celu znalezienia odpowiedniej broni białej dopasowanej tak, by dawała mi przewagę nawet w przypadku scenariusza konfrontacji w którym będzie ich znacznie więcej. I od razu znalazłem idealną broń białą o nazwie urumi, indyjski miecz elastyczny o jednym lub kilku ostrzach, po czym kolejnego dnia poszedłem na złom, kupiłem to co było mi potrzebne i sam zrobiłem urumi w garażu. Moje urumi miało trzy półtorametrowe ostrza, a trzymane było zwinięte w plecaku oraz dodatkowo przygotowałem kilka innych drobniejszych "niespodzianek". Kolejnego dnia dosłownie przypadkowo na ulicy spotkałem jednego z ich ekipy i zapowiedziałem, że mamy niezałatwioną sprawę, której nie mam zamiaru odpuszczać, a potem licząc że zaatakują mnie i będę musiał się obronić, co sobotę wychodziłem na spacer po dzielnicy z godzinnym przystankiem na kortach tenisowych, podstawowym miejscem spotkań lokalsów, dokładnie w tym miejscu gdzie przekopani zostali ci dwaj policjanci, czekając na ekipę i biorąc osiedlowych prawilniaków całkowicie na poważnie. Bo w końcu poprzednie ich pokolenie 25 lat temu 100 metrów od tego miejsca zabiło jakiegoś faceta i jego poćwiartowane zwłoki wrzuciło do śmietnika. Wystawiałem się sam, lecz nikt się nie pojawiał. Wszystkich wywiało bo prawdopodobnie doszli do wniosku że ten konkretnie jeden trup więcej to było dla nich już za dużo. Podkreślę, że ponosiłem minimalne ryzyko, wszystko było wykalkulowane. O ile oni nie byliby uzbrojeni w broń palną lub na przykład wpadliby na pomysł by zabrać ze sobą włócznie, co dawałoby im przewagę zasięgu, a byłem przekonany że nie będą, to nawet jak by w dziesięciu wylecieli z maczetami i bejsbolami, dalej to ja miałbym przewagę. I gdyby zaatakowali, po wszystkim wyglądaliby, jakby przejechała po nich kosiarka. I tak wiem jak to brzmi, ale trzeba być gotowym ogień zwalczać ogniem, a nie miłymi słowami. Naturalnie to nie koniec, postanowiłem patusów przekonać do tej konfrontacji, i pewnej nocy z piątku na sobotę przyszedłem pod dom tego który przywalił mi drągiem, zabierając ze sobą lewarek i wykręciłem typowi koło w jego czarnym zgruzowanym trzydrzwiowym oplu corsie, po czym w sobotę i niedziele wyszedłem na spacer pod korty raz koło południa i drugi raz wieczorem. Ale znowu nikt nie chciał załatwiać sprawy. Więc w kolejny weekend powtórzyłem schemat tylko już z dwoma kołami, potem spacerek z przystankiem na korcie, w międzyczasie przejechał samochodem jeden z nich, zwolnił złowrogo patrząc na mnie z podełba. Pomyślałem, no, to jest ten dzień, zaraz zbiorą całe okoliczne chłopaczkowice, więc czekałem, ale dalej nic. To kolejny weekend powtórka tylko wykręciłem już typowi cztery koła, zostawiając samochód całkiem na cegłach zupełnie jak na filmach, do czego musiałem w ciągu nocy zrobić aż dwa kursy. Następny dzień spacerek, i znowu zero reakcji. No cyrk. Znajomi mówili mi, powinieneś uznać że wygrałeś, przecież już doszczętnie się skompromitowali na dzielnicy. Lecz ja nie zamierzałem odpuszczać, dlatego zmieniłem strategie, i postanowiłem wyrównać rachunki ich metodą, czyli typa co mnie zaatakował mało finezyjnie klasycznie dojechać przy użyciu pałki teleskopowej. Dowiedziałem się że o godzinie 5 rano będzie wracał do domu samochodem, stanąłem w cieniu w pobliżu jego domu. I po chwili widzę zajeżdża, wyszedł, wtedy zobaczyłem go pierwszy raz, od czasu jak mi przyłożył, ale w ostatniej chwili, dosłownie gdy już był na wyciągnięcie ręki, spostrzegł mnie i wyrwał, uciekając do domu. Gość ponad metr dziewięćdziesiąt, nogi jak szczudła i nie dogoniłem go. Nabuzowany adrenaliną wiedziałem, że tak to nie może się skończyć, że znowu im się nie upiecze, wyciągnąłem pałkę teleskopową, by wybić mu szybę w samochodzie i potem znowu kolejnego dnia standardowo wyjść na spacer. I uwaga teraz to będzie komedia. Przywaliłem w przednią szybę, ale nic się nie stało, wale mocniej drugi raz, trzeci i dalej nic. Potem kilkukrotnie uderzam w boczne szyby a te całe. Ja nie wiem co się właśnie dzieje. Co to jakiś błąd w matriksie? Podleciałem do tylnej szyby, chwyciłem teleskopówkę w obie ręce, przywalając z całych sił, a pałka teleskopowa pęka w pół, wystrzeliwując na 5 metrów w górę, jej kikut zostaje mi w ręce. Ja szok. Co to kurwa jest, szyba z jebanego tytanu?! Miałem wyrównać rachunki a po wszystkim jestem pałkę teleskopową w plecy. Skonfundowany i maksymalnie wkurzony odchodzę, słysząc po chwili za sobą krzyki, odwracam się i widzę tego typa, biegnie na mnie z tym samym drągiem, a obok biegnie jego ojciec. Teleskopówki już nie mam, urumi nie chciałem wyciągać żeby nie pokazać kart przed grubszą awanturą a zawsze na to byłby moment, wyciągnąłem tylko motylkowy nóż czekając, lecz zanim typ wystarczająco skrócił dystans do mnie, jego ojciec wkroczył między nas, próbując łagodzić napięcie i przekonując, żeby spokojnie pogadać, że jego syn nic mi nie zrobi i bym schował nóż. Ja wyrzuciłem nóż krzyżując ręce za plecami i powiedziałem typowi "Jak chcesz mi rozjebać łeb, to masz teraz ostatnią szansę jaka ci się nadarzy." A wyrzuciłem go bo i tak miałem przy sobie jeszcze drugi motylek i inne niespodzianki. Ojciec wziął z niemi mój nóż i weszliśmy do niego na podwórko, ale mniejsza o szczegóły, dialog trwał maks 10 minut, podczas których opowiedziałem ojcu, że synek zaatakował mnie i przyłożył mi drągiem w głowę, i gdyby nie czapka i kaptur to na pewno bym już nie żył zapałowany na śmierć i że mam z nim niewyrównane rachunki. Ojciec próbuje tłumaczyć, że trudno i mam sobie odpuścić miotając się przy tym, synek zaczyna obiecywać wywózkę do lasu, co ojca rozochociło i chyba przypomniały mu się młodzieńcze lata, bo w trakcie znienacka sprzedaje mi kolano w brzuch. To co dziwne nie zrobiło na mnie większego wrażenia i co zdziwiło mnie nawet bardziej niż ich. Po chwili przychodzi siwobrody kolega ojca i wyłupiając oczy, zaczyna grozić mi razem z ojcem, że przetrącą mi kręgosłup, licząc że tak się przestraszę. Ja jedynie spokojnie dawałem do zrozumienia, że sprawa dalej jest niezałatwiona, powtarzając, że każdy będzie robił to, co uważa za słuszne i niech każdy będzie gotowy ponosić tego konsekwencję. Nieważne. Ojciec na koniec miał oddać mi mój motylek który wyrzuciłem, ale tego nie zrobił, racząc mnie cynicznym uśmiechem, czyli zwyczajnie mnie okradł, rozeszliśmy się i co się dzieje dalej? Kolejnego dnia typ który rozjebał mi głowę drągiem, bandyta i złodziej, jak załatwia sprawę? Chwila na namysł. Uwaga. Wysyłając tatę który przychodzi na skargę do mojego ojca, oczywiście manipulując faktami i pomijając cały wątek tego, jak jego synek mnie zaatakował i rozwalił łeb drągiem. A najlepsze, uwaga, strasząc policją, że jak w tydzień nie oddam kół samochodowych, to zgłosi sprawę na komisariacie i będę miał przechlapane. Oto standardy osiedlowych prawilniaków. No komedia do kwadratu. Co mogłem postawiony w takiej sytuacji zrobić. Nie oddałem kół, i po ośmiu dniach zakładając że sprawa została zgłoszona, postanowiłem wyprzedzić bieg wydarzeń, poszedłem na komisariat, zapukałem w szybę, a gdy pani policjant otworzyła, powiedziałem, że przyszedłem przyznać się do popełnienia przestępstwa i ukradzenia kół w samochodzie. Można powiedzieć, że na koniec rozprułem się sam na siebie na Policji. I oczywiście nie zrezygnowałem z weekendowych spacerów, lecz chamiarnia z kortów, jaki i z pod okolicznego sklepu zniknęła.Musiałem przed śmiercią opowiedzieć w skrócie tą historie taką jaka była, bo jak mówiłem, rozkłada mnie na łopatki i ona zapoczątkowała wiele zbędnych awantur oraz moich późniejszych problemów, w tym historie jak pewien farmazon chciał mnie wystawić jakimś typom, a co na szczęście mu się nie udało, bo teraz zapewne moje zwłoki rozkładałyby się zakopane w lesie. Ale o finale tej sprawy na pewno jaki i o innych na pewno w końcu ludzie od kogoś usłyszą. I podczas tej rozprawy z osiedlową bandyterką było kilka epizodów oraz wiele więcej wątków i szczegółów od komediowych po mrożących krew w żyłach, ale teraz niema na to miejsca, miało być w skrócie kilka zdań, a wyszły cztery strony. W efekcie tej sprawy na dzielnicy w końcu uspokoiło się. Jednolitość chamiarni została rozbita, bo część nie chciała się w to mieszać, kilku z nich wyprowadziło się z dzielnicy, jeden nawet wyjechał aż na Śląsk, aby uciec od drwin. Na lokalne miejscówki normalnie zarezerwowane dla nich z czasem zaczęła pojawiać się dzieciarnia w wieku dwanaście minus, która normalnie wolała omijać je szerokim łukiem, a oglądanie tego to było niczym obserwowanie odradzającej się na wiosnę roślinności. Ale z powodu tych niekonwencjonalnych metod sporo zwyczajnych osób niegotowych ryzykować na dzielnicy nieprzyjemności zrezygnowała z mojej znajomości, co w konsekwencji tylko dało mi więcej wolnego czasu, a przez to, że to okazywało się tak na plus dla mojej sprawy, by wygospodarować więcej czasu, sam zacząłem jeszcze bardziej ograniczać spotkania towarzyskie. I te porachunki z lokalnymi patusami jak z czasem zrozumiałem, również okazały się bardzo ważną lekcją, zmieniając mnie w dobrym dla mojej najważniejszej sprawy kierunku przez zaszczepienie bezkompromisowości. W końcu chciałem rzucić wyzwanie największym mafiom świata, to jakieś dzielnicowe pierdki nie mogły stawać mi na drodze.Szukając sposobu na zrealizowanie mojego celu, nieustannie towarzyszyła mi surowa analiza co powiedzieć i jak powiedzieć, by osiągnąć zamierzony rezultat. By znaleźć złoty środek jak połączyć prawdę z populistyczną formą. A najwięcej czasu zajmował biały wywiad, przeszukiwanie internetu, sprawdzanie źródeł oraz opracowywanie ich, gromadząc tak olbrzymią listę ważnych informacji do przedstawienia, z których ponad 80% nie zmieściła się do ostatecznego materiału. Plan z czasem został podzielony na dwa uzupełniające się cele, doprowadzenie do narodowego zrywu i zmianę skorumpowanego ładu w Polsce, a co ma być lewarem do zmiany skorumpowanego ładu na świecie. Początkowo miało zostać wyjaśnione o wiele więcej spraw, ale czas naglił i ktoś będzie musiał sam do nich dojść, bo moje notatki zostały zniszczone.Ważnymi czynnikami który znacząco na mnie wpływały, kierunkując kształtowanie formę treści zawartej w opublikowanych materiałach, była po pierwsze książka "Obłęd 44" Piotra Zychowicza, przeczytana kilkukrotnie która pokazała mi, jak przez jedną nieprzemyślaną decyzję można doprowadzić do tragedii narodowej o niewyobrażalnej skali. To dzięki niej zrozumiałem, że jednym z podstawowych priorytetów jest odpowiednie balansowanie przekazu by za wszelką cenę minimalizować ryzyko przelewu krwi. Bo nawet umieszczony jeden nieprzemyślany zwrot może wywołać konkretny rezonans u nawet dobrych ludzi skutkujący kaskadą zdarzeń, których potem może nie dać się kontrolować.I o ile książkę "Obłęd 44" można potocznie określić, że był to niczym swoisty "liść ogarniacz" stawiający do pionu, to była to tylko jednorazowa ważna lekcja. AIe to kolejny czynnik istotnie mnie ukształtował i był tym najważniejszym, bo był niczym rozpoczęcie wspaniałej podróży po nowo odkrytym nieznanym lądzie, którego zwiedzanie było fascynujące i pouczające, ale przede wszystkim niezbędne. I aby zrozumieć, o czym chce powiedzieć, wystarczy dwa słowa. I gdy w polskiej dyskusji pojawi się jedno z nich, to można być pewnym że zazwyczaj pojawi się wraz z tym drugim słowem. Czyli Bartosiak i geopolityka. Doktor Jacek Bartosiak zasadnie uważany jest za najważniejszego krzewiciela rozważań geopolitycznych, który debatę w kraju o stosunkach międzynarodowych podniósł na kolejny poziom, zaszczepiając w wielu ludziach pociąg do patrzenia na mapy i głębszego analizowania historii. I sam jestem jedną z tych osób. Na początku patrzyłem na geopolitykę jak na tajemną naukę niczym alchemię, która wydawała się że jest kluczem do rozumienia wydarzeń międzynarodowych, potrafiąc precyzyjnie opisywać rzeczywistość i udzielać uniwersalnych odpowiedzi. Oczywiście nie jest tak do końca, ale to właśnie geopolityka skierowała mnie na odpowiednią drogę, dając najważniejszy szlif. Wcześniej byłem jedynie rewolucjonistą, który może i chciał dobrze, był zaangażowany, czytał i dociekał, ale nie zdawał sobie sprawy z masy czynników i zależności. Geopolityka powodowała że zadawałem kolejne pytania, co zmuszało mnie by poszerzać horyzonty o rozmaite dziedziny wiedzy i to w konsekwencji pozwoliło mi patrzeć na rozmaite sprawy jak na wielowymiarową strukturę. I to geopolityka w głównej mierze dyktowała mi, co powiedziałem i jak powiedziałem. Kolejne dwa kluczowe momenty miały miejsce cztery lata temu, pierwszy to doznanie czegoś na kształt mikro udaru, gdy przez 2 godziny zamiast mówić bełkotałem, odczuwając silny ból głowy dokładnie w miejscu tego uderzenia drągiem. A gdy to przeszło pojawiły się nasilające się szumy uszne i regularne migreny. Oraz drugi moment mniej więcej w tym samym czasie gdy dowiedziałem się, że nowotwór trzustki wycięty mojej mamie jednak dał przerzuty, co równało się z wyrokiem śmierci. Dlatego przyśpieszyłem swoją pracę, niejednokrotnie poświęcając na to 18 godzin dziennie, by mogła zobaczyć jej wyniki i dowiedzieć się, że jej syn nie robił nic ze swoim życiem nie dlatego że jest typowym leniem, tylko postępował tak, bo rezygnując z siebie, postanowił spróbować dokonać czegoś wyjątkowego. Do tego miałem tylko jedno podejście, więc data publikacji z miesiąca na miesiąc się przesuwała, by całość była jak najbardziej spójna i dopracowana, a premiera miała odbyć się przed nastaniem zimy. Po cichu licząc, że jak zrobię cud dla świata, to w zamian może będę mógł liczyć na cud dla mamy. I ostateczny termin publikacji wyznaczyłem na 6 listopada 2021 roku, tydzień przed marszem niepodległości. I ten sam pomysł by się odwalić na pomniku. Przy czym odpuściłem sobie montaż i opublikowane materiały miały być w wersji surowej, osobno tekst a osobno materiały przeznaczone do montażu, zakładając, że przez tydzień ludzie zaangażowani to dokończą. Niestety minąłem się o tydzień i trzydziestego pierwszego października przyszło nieuniknione, mama zmarła. Ale praca została przez ten czas popchnięta niesamowicie do przodu i już niepoddany presji czasu zdecydowałem sam w prosty sposób zmontować całość materiałów i przenieść premierę na kolejny rok. Następne trzy miesiące okazały się wyjątkowo produktywne, podczas montażu (który był katorgą) znajdywałem mniejsze lub większe niedociągnięcia i błędy, rzeczy które na papierze wydawały się dobre, okazywały się mierne i wymagające zmian, a całość wyszła nad wyraz długa, więc wiele informacji usuwałem, dopracowując przez ten czas materiały mniej więcej do obecnej formy. I właśnie usuwanie już opracowanych treści było najgorsze, bo chciałem, aby całość była jak najbardziej rzeczowa. Ale tylko taki temat zamachu smoleńskiego, gdybym opracował w oparciu o zebrane wszystkie poszlaki, matactwa przy śledztwie oraz kłamstwa mediów i polityków, trwałby lekką ręką 3 godziny. Potem rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, przemyślałem wszystko na nowo i dokonałem kilku zmian w materiałach, dopasowując je do obecnej rzeczywistości. Tego testamentu też nie miałem w planie, ale zaraz po rozpoczęciu wojny 28 marca 2022 roku coś mnie tknęło i zdecydowałem żeby go jednak napisać, opowiedzieć swoją historię i przedstawić prywatne opinie na pewne tematy.Dodatkowo w tym też okresie od jakiegoś czasu czułem niepokojące objawy wskazujące, że jest coś nie tak z moim zdrowiem i podczas przeprowadzania badań medycznych w jednym z testów, którego wyników najbardziej się obawiałem, wyszedł podwyższony wynik jednego z markerów nowotworowych. Co oczywiście nie było wyrokiem, ale nie łudziłem się, a dodatkowo przez świadomość, że z powodu ujawnienia tych informacji i tak długo nie pożyje, już ostatecznie spisałem siebie na straty. I początkowo miałem zamiar po akcji na pomniku smoleńskim założyć swój wojskowy czarny beret czołgisty i zwyczajnie strzelić sobie w serce z mojego rewolweru czarnoprochowego, widząc na tamten moment w takim smutnym finale wiele plusów. Po pierwsze i najważniejsze przez to, że gdybym żył to ludzie zamiast pytać, co powiedział, pytaliby kto to i tak swoją osobą odwracałbym uwagę od spraw najistotniejszych, a wkładając do puli ofiarę ze swojego życia, tak ludzie chętniej posłuchaliby co miał do powiedzenia gość, który tak chciał zwrócić uwagę. Po drugie na czas przesilenia zapewniłbym spokój od skorumpowanych służb mojej rodzinie. A po trzecie unikną bym potencjalnego scenariusza, w którym zapadam się pod ziemie i zostaje torturowany jak by mnie już dostały w swoje ręce te skorumpowane służby. Ale 3 miesiące po rozpoczęciu Rosyjskiej inwazji na Ukrainę dotarł do mnie jeden ważny argument za tym, żeby tego nie robić. I teraz wielu wyda się niedorzeczne co usłyszeli, że chciał takiego smutnego finału dla siebie, a jak to się ma do wniosków wyciągniętych z historii tego mnicha. Lecz ja w odróżnieniu od niego wiedziałem, że już zadziałałem dla sprawy, wyciągając maksimum z tego, co było w moim zasięgu, przez cały czas mimo że będąc rozgrywającym, podchodząc do siebie jedynie jak do pionka na szachownicy, i wiedząc, że ten pionek po wykonaniu kluczowego ruchu w końcu w niedługim czasie zostanie zbity i dla sprawy byłoby lepiej, jak by został poświęcony wcześniej, a żyjąc, swoją osobą mógł przeszkadzać sprawie. Przez to że nie dbał aby w życiu prywatnym osiągnąć coś, a co jest podstawą to ferowania prywatnych opinii, ale głównie odwracałby uwagę od sprawy wszystkimi swoimi przygodami podczas konfrontacji z osiedlowymi patusami. (I miałem ich tu dokładnie wyjaśnić, tak jak kilku krętaczy, farmazoniarzy i socjopatów, lecz to zrobiłoby kolejne tematy zastępcze. Ale jak ktoś chce drążyć, to najpierw niech zacznie od policzenia nadprogramowych trupów na mojej dzielnicy, nie wliczając dzieciaka który powiesił się sam. Także dzielnicowa chamiarnio, jednak ja się wam do dupy nie dobiorę. Ale to nie znaczy, że to koniec ode mnie, bo jak już zginę, to będę was w nocy straszył. Więc jak zaczną wam spadać z półek przedmioty, znaczy, że to ja jestem w pobliżu.)I ostatnia rzecz, którą teoretycznie powinienem umieścić na początku swojej historii, ale nie zrobiłem tego by nie nadawać temu tekstowi konkretnego tonu. Wiem że nie powinno wywlekać się spraw osobistych na światło dzienne, lecz kluczowym dla mnie było wychowywanie się w dysfunkcyjnej rodzinie, w której obowiązywał znany w psychologii funkcjonujący w dysfunkcyjnych rodzinach schemat, gdzie domownicy ogniskują swoje frustracje na wybranym członku rodziny, z zasady robiąc z niego winowajcę zastępczego. I muszę to podkreślić, że właśnie wychowywanie się w takiej atmosferze okazało się dla mnie zbawienne i paradoksalnie to właśnie dzięki temu, mogłem zostać tak ukształtowany. Ponieważ widząc na każdym kroku niesprawiedliwość wymierzoną we mnie, zostałem na to wyczulony. Jak mówi prawidło, co nie zabija, to wzmacnia. Wszystkie wartości jakie stały się mi bliskie, rodziły się jako kontrast do złych postępowań, które narzucały w domu toksyczne standardy. I głównie przez przejętą z wychowaniem prymitywną upartość przekułem to w coś dobrego. Bo tak żyjąc bez stronnika w tym pełnym konfliktów domu ciągle wskazywany jako odpowiedzialny za wszystko, w pewnym momencie gdy dorastałem, aby zrozumieć co jest przyczyną że jest nie tak w relacjach rodzinnych, zacząłem czytać o psychologi i to było przełomowe w mojej drodze. I to właśnie był pierwszy krok, ponieważ wcześniej jeśli czytałem, to jedynie fantastykę w celach rozrywkowych, a od tamtego momentu zacząłem się sam z siebie na własną rękę doedukowywać, co w krótkim czasie weszło w nawyk, z czasem pochłaniając coraz to nowe informacje z kolejnych dziedzin wiedzy. I dopiero potem na tym fundamencie głodu wiedzy, lukę autorytetu wypełnił pan Janusz Korwin Mikke oraz konserwatywna prawica. I tu wracamy do początku tego tekstu.Także to by było na tyle o mojej historii. =12= SŁOWO KOŃCOWEWszystkie moje wypowiedziane słowa zostały na zimno wykalkulowane i wyważone, by zaistniały z ich powodu przebieg wydarzeń mógł przynieść pozytywne zmiany w kraju i na świecie, z priorytetem aby odbyło się to pokojowo. Przełomy są wymagające, to wszystko wymusi reakcje, dziś służby oraz międzynarodowe mafie bezkarnie mordują niewinnych i nie można im na to pozwalać, oto w końcu przyszedł ten czas, kiedy przyzwoici ludzie którym zależy, otwarcie stawiają temu opór. I albo wygrają, albo przegrają. Moja historia nie skończy się happyendem, ale historia świata już może.Kończąc, droga do realizacji tego projektu i znajdywanie rozwiązań jak jedynie słowami pokonywać bariery to była naprawdę wspaniała przygoda. I aby przebyć tę drogę potrzebna była cierpliwość, pokora, zaangażowanie i po części jak mówiłem marihuana, bo tylko w ujaranej głowie mógł narodzić się tak odjechany pomysł. Ale będę to powtarzał, starajcie się żyć w trzeźwości umysłu, używki to jedynie substytut szczęścia. A największym wrogiem jak i największym sprzymierzeńcem w tej drodze było ego. Oto jeden człowiek, stara się z pełną siłą, ale w miękki sposób bodźcem informacyjnym wjechać w największe mafie na ziemi, by zaczęto tworzyć nowy świat operujący na sprawiedliwych zasadach.Z jednej strony strasznie się czuje z myślą, że w pewnym momencie się to skończy i nie będę dalej dopracowywał tego projektu, lecz z drugiej czuje ulgę, że nareszcie zakończy się ta ogromna presja, którą sam sobie narzuciłem. Na koniec powinienem skończyć jakąś mądrą frazą. Któryś filozof powiedział, że z wielką siłą, wiąże się wielka odpowiedzialność... dobra może nie filozof, powiedział tak wujek Ben do Spidermena, ale i tak było to mądre. To teraz do roboty, zmieniać świat na lepsze. Inaczej po prostu dalej będzie dziwny ten świat, gdzie jeszcze wciąż, mieści się wiele zła.Lach Anonim
0 | 0 | 0
Open Clip
OpenClip.info to darmowa wyszukiwarka filmów z cda.pl i youtube, ogłądaj za darmo i bez limitu, filmy z cda i youtube.
Kategorie
Akcja
Animacja
Anime
Biograficzny
Dokumentalny
Dramat
Dramat historyczny
Edukacyjny
Erotyczny
Etiuda
Familijny
Fantasy
Historyczny
Horror
Komedia
Komedia kryminalna
Komedia obycz.
Komedia rom.
Krótkometrażowy
Kryminał
Melodramat
Musical
Muzyczny
Niemy
Przygodowy
Romans
Sci-fi
Sportowy
Thriller
Western
Wojenny